moja mama kiedy ze trzy lata temu remontowałam kuchnię wybiła mi z głowy zakup maleńkiej, trzypółeczkowej lodóweczki. "bo rodzinę założysz i co do środka nawtykasz?? nic Ci się tam nei pomieści przecież".
No to kupiłam. Wielkiego potwora, z zamrażarką, a jakże, całość może pomieścić około tygodniowy prowiant dla sporej rodziny z dziadkami na dodatek i psem, no, albo dwoma na ten przykład kotami.
Lodówka jest mi solą w oku. Ilekroć otwieram tego bydlaka, wieje mi w oczy z półek brak jedzenia, i wali po oczach butelkami z alkoholem.
bo niby pijam sporo, ale zawsze kupuję to, na co mam ochotę na bieżąco. Na dolnej półce wiśniówka rękami mojej mamy zrobiona, obok finlandia i calvados potężnej mocy, trochę wyżej redds i małe białe winko zajebane z samolotu (obiadowe, więc średnio dobre). Na półeczkach ze dwa winka, jakieś piwka, beherovka (może się to pisze przez CH, chuja się znam), popitka w postaci soczków, tigerów i mineralnych i jakieś ze dwie nalewki z Czech przytargane. Coś w formie adwokata tyle że ciemne, pewnie z jakiś orzechów/kakaa dodatkiem.
.... na dole w pojemniku przezroczystym gniją kolorowe papryki i dwa ogórki. zacznie śmierdzieć to wywalę. i musztarda miodowa. i pesto, bo makaron zawsze posiadam, fantazję taką mam że kupuję w różnych kształtach i kolorach i podziwiam.
taka ze mnie kurna gospodyni.