Komentarze: 2
czyli - w końcu doczekałam się instalacji netu z prawdziwego zdarzenia. 2mega-giga, chujwieco, w kazdym razie hula jak ta lala. w sensie - szybko. no to siedzę, wokół mnie syf w postaci zmasakrowanej przez montera kablowego choinki (pan się nie oszczędzał, wytarł wszystkie kurze), w postaci pudła z naprędce zakupionego biurka (viva ikea!), kilku kubków i reszty zastawy stołowej (fakt faktem, nie mam już w czym zrobić sobie zasłużonego drina), wreszcie kabli różnego pochodzenia, maści i zastosowania (węzeł gordyjski w mini-wydaniu) i w końcu w postaci ciuchów zrzuconych pospiesznie, bo niewygodne.
siedzę więc proszę Państwa w bokserkach i czymś co nazywam roboczo koszulką rosyjskiego biznesmena (białe na szelkach), zimno mi w stopy, ale co tam. net mam nierwący się, nie tracący sygnały, przyzwoity, na miarę i wysokośc czwartego piętra mojego mieszkania.
no! to chyba należy to uczcić... ;)