Komentarze: 7
Kiedy mi smutno, wsiadam w samochód. W nocy dobrze mi robi, gdy mogę przejechać przez miasto. Przy muzyce. Śpiewam tam wtedy w środku głośno, albo milczę. Milczę kiedy myślę, śpiewam, kiedy myśleć nie chcę.
Jadę pod okna Betty. Później do Q. Później do Maćka. Czasem wychodzę z samochodu i idę pod okna rodziców. Czasem do Czajnika, ale tylko czasem. W oknach ma teraz zasłony i kwiaty na parapecie stoją. Rano w zimie nie będzie strach chodzić nago po mieszkaniu. Nie mój zresztą strach teraz byłby. Do J nie jeżdżę, za daleko mieszka. I w sypialni nie ma okien.
Sprawdzam czy są w mieszkaniu. Sprawdzam, czy śpią. Zastanawiam się, co robią, jeśli widzę światło w ich oknach. Czy są sami? Oglądają telewizję, siedzą przy komputerze, słuchają muzyki? Co robią kiedy mnie przy nich nie ma już, jeszcze, nie będzie już wcale?
Czasem tęsknię.
I wracam do siebie.
Cztery piętra do góry, dwa koty w progu, spalona żarówka w nocnej lampce, cholera, znowu zapomniałam kupić. I papier toaletowy wyszedł.
Do dupy.