Komentarze: 0
Tygodnia koniec i początek...
Ostatnie kilka dni było ciężkich. Dłuuuugie siedzenie w samochodzie, krótki czas na sen, niewyspanie czerwieniło mi oczy a stacje benzynowe zarabiały na kolejnych porcjach kawy wlewanej do środka. Mnie środka.
A pomiędzy tym coś, co mnie męczy. Rozdarcie.
Z jednej strony Q, świetny w łóżku Q, kapryśny Q i Q z którym bliżej byłam prawie cały czas od grudnia zeszłego roku. Wspólne wyjazdy, oglądanie filmów, wspólne picie i tak różne poglądy, różne spojrzenia na te same sprawy, różne zdania. I takie same mocne charaktery i nieskłonność do ustępstw i kompromisów.
Z drugiej strony J, zabawny J, dobry J, rodzinny i troskliwy J. Z głową do interesów, z pomysłem na życie. W przysżłosci z domkiem otoczonym malwami i murem z czerwonego kamienia gdzieś w Sandomingo.
Wybór byłby prosty, prawda? Gdyby nie to, że leżąc z J w łóżku myślałam o Q, i o tym, że gdy on mnie TAM całował, ja przestawałam myśleć.
Dochodzę do wniosku po raz niewiadomoktóry, że jestem głupia, że nie wiem czego chcę i że cokolwiek nie wybiorę, będę żałować.
Będę żałować J, bo z Q nie umiem budować. My tylko burzyć umiemy.
Będę żałować Q, bo z J nie umiem się zapomnieć. Będę pamiętać.
A ostatnio.. ostatnio pojawiła się kolejna strona. Ale o tym później..