Komentarze: 2
. |
Sobota wieczór. Odprowadzam Lucy "do połowy trasy". Się żegnamy. Wino daje o sobie znać (białe, dwie butelki), do tego postępująca ślepota. PAtrzę na białe COŚ za Lucy plecami i mówię "śnieg! prawdziwy śnieg się jeszcze tu uchował". Lucy odwraca się. Mrużę oczy żeby poprawić ostrość. To nie śnieg był. To kot był. Martwy. CO z tego, że biały. |