Archiwum 27 lutego 2008


lut 27 2008 prawie wolność
Komentarze: 6

a jutro - to ja bym się chciala pożegnac z firmą. prawie trzy lata minęły, a ja chcę odejść. pewnie tęsknić będę - za ludźmi (tymi, z którymi stracę kontakt), pewnie zatęsknię nieraz za tamtymi murami i atmosferą, ale - póki co - nie jest mi smutno. chcę odejść. nie w piątek. jutro.

 

więc dzisiaj odbyłam pielgrzymki góra-dół oprózniając bagażnik firmowego orzeszkowozu z kolejno: próbek do konsumpcji w przyszłości, anteny i radia cb, sterty papierów, płyt, koca, ubbrań, dwóch par butów, trzech śrubokrętów, zapomnianych zakupów w postaci wody mineralnej i konfitury z róży, kurtki zimowej (gdyby mi się kiedyś w trasie zepsuł samochód, żebym nie zamarzła wtedy) i śpiwora (również na wypadek awarii, z tym że w okolicach podbiegunowych chyba).

 

i się zasapałam.

i przy drugim piętrze pierwszego podejścia z tobołami zaczęłam przeklinać arachnofobię

przy trzecim piętrze pierwszego podejścia przeklęłam również strach przed ciemnością - bo normalny człowiek zniósłby bety do piwnicy, nie targał na czwrate piętro

przy pierwszym pietrze drugiego podejścia ocierając pot z czoła klęłam nad brakiem windy

generalnie wykonałam normę tygodniową na przeklinanie. nawet nie mówię o normie dla kobiety. dla kierowcy tira mówię. względnie osiedlowego pijaczka.

a teraz siedzę. odpoczywam. zgrywam dane z firmowego laptopa. piję. herbatę (dziwne, wiem).

miłego wieczoru.

pesta : :