lubię deszcz. lubię kiedy zaczyna padać, kiedy pada, lubię powietrze po deszczu, to podobno ozon tak pachnie i nim powietrze nasycone PO. nieważne, lubię i to się liczy. No, i czasem lubię zmoknąć jak kura.
po deszczu kręcą i się włosy. nie jak sprężyny, ale robią mi na głowie mierzwę. to też lubię, choć pewnie wyglądam wtedy bardziej źle niż dobrze.
pamiętam - po deszczu wychodziły kiedyś na świat dżdżownice. pamiętam jak dziś, kiedy wracałam ze szkoły, to mogła być pierwsza klasa podstawówki, pamiętam jak skakałam po miejscach wolnych od tych podłużnych różowych żyjątek, żeby żadnej nie zdeptać.
teraz po deszczu wychodzą na świat ślimaki. takie bezskorupowe z dłuugimi ciałami. teraz na nie uważam, żeby nie zdeptać żadnego. one takie bezbronne, takie poczciwe.
i uważam je za poczciwe nawet pomimo ostatnich obserwacji: te stworzonka zjadają swoich zdeptanych braci. wokół umierającego ślimaka gromadzi się konsylium przedstawicieli jego gatunku, po czym zaczyna się ucztowanie. wysysają z niego wnętrzności.
nie wiem czemu mi się teraz o deszczu przypomniało, może dlatego, że słońce na dzisiaj zapowiedzieli i prognoza jakby się sprawdziła?