Komentarze: 0
Wracam ze sklepu, w ręce reklamówka, w reklamówce zakupy (w roli tej: kawa, pierś z kurczaka dla sierściuchów, woda i inne duperele). Idę i patrzę: ptak na chodniku. Małe toto, opierzone niby, ale widać że pisklę. Standardowo wzrok w górę w poszukiwaniu gniazda, ale nic nie widać. No to biorę nieszczęście do łapki, i do chałupki.
A tam, po godzinie studiowania prasy internetowej się dowiedziałam, że początkowo zakwalifikowany do wróbli jest jerzykiem i że akurat tego czym mogę go karmić, w domu nie posiadam (nie rozglądalam się namiętnie za muchami, bo doszłam do wniosku że Jerzy i może przeżyje, ale ja pewnie karmienia muchami po krakoSKU "nie zniesę").