Archiwum sierpień 2008


sie 31 2008 ostatni dzien wakacji
Komentarze: 2

jesiennie. noce zimne, co było mi dane odczuć dopiero dzisiaj, bo Te pojechał i nie miał mnie kto ogrzać. po tygodniu na wysokich obrotach położyłam się wczoraj "na chwilę" o 18stej, po to, żeby obudzić się o 4tej nad ranem z zimna. kaktusy będę musiała z balkonu ściągnąć i zaprosić do mieszkania - myślę sobie. balkon nadal nie posprzątany, chyba przyjdzie mu cierpliwie poczekać do wiosny - myślę sobie. kawa stygnie za szybko, wylewam ją i robię nową.

 

obecność Te (duchem, bo ciałem jest w innym miejscu, drogą krajową 160km na wschód) daje mi spokój. lubię niedzielę wiedząc, że jest. kolejna niedziela będzie dla nas.

i równocześnie (przewrotnie) cieszę się, że mam ją dzisiaj tylko dla siebie. po babsku spędzona będzie, z ptaszyskiem spędzona na polowaniu. na sukienkę, bo zaproszenie na wesele brata Te dostałam.

 

 

 

pesta : :
sie 21 2008 powrót Te
Komentarze: 2

Te wraca. Dosłownie - z zagramanicy samolotem do stolycy, stamtąd pociągiem do domu. Do mnie też wraca. W chwili obecnej siedzi w pociągu. A może stoi gdzies na korytarzu nerwowo paląc papierosa...

W stresie jestem i ja. Bo tydzień się nie widzieliśmy. Jak bardzo ludzie potrafią zmienić się w ciągu tygodnia? Jak bardzo inni potrafią zmienić ludzi w ciągu tygodnia? Stres niewielki, coś w rodzaju drugiego etapu egzaminu, rozmowy rekrutacyjnej, tylko przyjemniej odczuwalny.

 

Napiłabym sie wina przed tym spotkaniem, zresztą- wódka tez mogłaby być. Sęk w tym, że kierowca ze mnie przynajmniej do czasu dotarcia do domu. Jego domu.

 

Czasem zastanawiam się - kiedy przejdzie? I komu wcześniej?

 

 

 

pesta : :
sie 17 2008 niedziela. zupełnie nie po bożemu.
Komentarze: 3

budzę się o 6:15 telefonem z Te. pijany dzwoni, żeby powiedzieć, że widział wschód słonca i tęskni do mnie

mimo że niedziela odkurzam. odkurzacz zostawiam w korytarzu

maluję rzęsy trzykrotnie, niby odciągnąć uwagę mają od nieumytych włosów

nie spóźniam sie na umówione śniadanie ze "szlachcicem", mimo że spóźnianie to ja we krwi mam

zjadam w "Dyni" półpłynną  jajecznicę - wolę mocno wysmażoną, ale nie wypada grymasić. poza tym kawa jak zwykle w dużym kubku z mlekiem i miodem rekompensuje brak stanu stałego jajek

szlachcicowi mówię "do zobaczenia" wiedząc, że to zobaczenie może nastąpić być może za jakiś rok z hakiem (biorąc pod uwagę częstotliwość naszych spotkań, uwarunkowaną jego przyjazdami z frankfut am mein do królewskiego grodu, zobaczymy się w 2010roku w okolicach wczesnego lata)

spotykam się z ptaszyskiem, przypadkowo zresztą. w międzyczasie otrzymuję od szlachcica smsy dwa o treści zapraszającej do spędzenia wspólnej nocy. oczywiście, podobno urok mam nieodparty stąd głupie zaproszenie do bezeceństw

grzecznie odmawiam. grzecznie acz stanowczo. szlachcic szanuje wolę i przeprasza

kupuję dwie pary butów w tym jedną poniżej 10pln, znaczy się: okazja. jedna z tych okazji jest koloru czerwonego, bóg jeden wie gdzie ja ją założę. druga ma niebotyczny obcas: tym bardziej wątpliwy zakup...

już w domu jem kawal arbuza, a drugi kawał wkrawam do kieliszka z zinfandelem. wygląda świetnie, smakuje jeszcze lepiej

kończę robić ogórki w zalewie musztardowej wisząc na słuchawce z Kaką

robię pranie. wirowanie sprawia, że kazeta i/lub czasopisma spadają z pralki z hukiem, strasząc mnie z lekka

wieszam pranie na balkonie i zauważam księżyc w pelni

 

Te nie może spać, kiedy jest pełnia... to pierwsza myśl moja

 

 

 

 

pesta : :
sie 16 2008 tadaaam
Komentarze: 5

no dobra, przyznam się. podglądałam Was. a pisać nie chciałam, bo wstyd mi było. tak się zapuścić... nie pisać, nie wchodzić do siebie, nie tęsknić za swoim blogiem.. toż to ja uczuć nie mam najwyraźniej.

 

przypomniały mi się postanowienia moje noworoczne. nie wszystko działa, ale stwierdzić musze, że są rzeczy na plus.

ot ... odnowiłam kontakty z ptaszyskiem. ptaszysko jeszcze z liceum znam, z jednej klasy. mój eks i jej eks też byli dobrymi znajomymi. potem się posypało, na końcówce studiów, kiedy mój eks uprzejmy był puścić mnie kantem z jedną taką, co to za żonę ją pojął rok temu (i żyli długo i szczęsliwie, uprzejmi donoszą, że roztyli się i znajomych nie mają, co poniekąd wprawia mnie w dobry humor w czasach doła).ptaszysko odezwało się pierwsze, ja przeprosiłam, ona zaprosiła na wino i jakoś poszło. też po górach łazi, też singiel, a na dodatek zmieniła się w tym samym kierunku co ja. może nawet bardziej ewaluowała, podrywając większa liczbę kolegów ze swojej pracy ;)

 

ot... spotkałam kogoś. być może ten ktoś przez duże K winien być pisany, nie wiem. drań z niego, a jakże, nawet tego nie ukrywa. a przy tym byciu draniem otwiera mi drzwi do samochodu, wręcza kwiaty i robi masaże pleców. no, i robi jeszcze pare rzeczy, od których miękną kolana i nie mogę oddychać, ale o tym dzisiaj cii... Te ma na imię i tak będzie wspominany dalej.

wczoraj zadzwonił w nocy, pijany w trzy dupy, bo się stęsknił. nie dalej jak dwa dni temu odprowadzałam go na pociąg, na takie mini-wakacje w męskim gronie, tzn mnóstwo chlania w mieście znanym mi tylko z nazwy, gdzieś na obczyźnie. nie byłam nawet zla za to że obudził o 2, w środku nocy z burzą i deszczem.

boję się z tego tytułu. nie telefonu, ale z tytułu jego osoby. może mnie skrzywdzić. mogę ja go skrzywdzić. możemy sobie zrobić największa krzywdę jaka sie nam stała. i to piękne jest, że mimo strachu nie boję się zaryzykować.

 

 

ot.. poza tym wszystko spokojnie. rodzice zdrowi, w pracy w porządku. mniej przeklinam podobno. uspokoiłam sie - podobno. piję - jak zwykle i nadal nie umiem palić. wrócic chcę do pisania regularnie. czy zrozumie, jeśli nie pokażę mu tego bloga?

 

PS: z wiadomości z ostatniej chwili: wódka z redbullem wchodzi, ale dolanie do tego roztworu czegokolwiek co jest (choćby z nazwy) wermutem (celem wzmocnienia efektu bajkowego) zdecydowanie pogarsza smak napoju.

 

pesta : :