Archiwum 12 listopada 2007


lis 12 2007 zima
Komentarze: 3

Przyszła.

W łóżku jeszcze leżąc zdziwiło mnie niebo. A właściwie kolor nieba. Niebiesko-szary. Coś to niebo od dołu rozświetlało.

Śnieg.

Padał od wczoraj, ale dzisiaj dopiero wszystko było pięknie białe. Tam na dole. Z czwartego piętra kuchni widziałam białe nagie gałęzie. Rano świat jeszcze spał pod miękkim puchem.  Fak - samochód odśnieżyć trzeba będzie- przeszło mi przez myśl przy kubku kawy mlekiej i miodem płynącej mi do żołądka.  

Chyba lubię zimę - stwierdzam. Nie aż tak, żeby skakać pod niebo. Nie aż tak, żeby nie tęsknić za latem. Aż tak nie.

Ale - na tyle, żeby zimę przeżyć. Do dzisiaj rana myślałam, że mi się nie uda. Będę tej zimy robić ślady na puszystym śniegu w parku. Będę się rzucać śnieżkami. Może zbuduję iglo, albo bałwana? Będę łapać na język padające płatki. I jak za młodych lat będę zadzierać głowę wysoko, żeby zobaczyć, skąd właściwie lecą te białe drobinki zanim spadną na ziemię.