sty 22 2006

Niedziela.


Komentarze: 4

Ech, cudny weekend. Nie było łabędzi co prawda, ale i pawia nie było, więc bilans wyszedł (chyba?) na zero - przynajmniej jeśli chodzi o ptactwo ;)
I w końcu Ktoś (Kto??? ;-) nauczył mnie jak malować oczy - żeby osiągnąc efekt zamierzony na samym początku, i nie przypominać przy tym przedszkolaka, który dopadł po raz pierwszy zestaw niezbędny dla każdej kobiety (tusz, cienie, podkłady, róże, pudry matujące, rozświetlające i całą baterię kredek różnego różniastego zastosowania ;). Rzęsy długie tak, że na potylicę zachodzą, oko z cieniem (na powiekach), seria powłóczystych spojrzeń poćwiczonych przed lustrem. Szaleństwo. Bójcie się.

pesta : :
abs
27 stycznia 2006, 17:17
i-haaa! wiesz co, wyznam w sekrecie, że umiem używać jedynie tuszu do rzęs. ale używam skwapliwie, bo się uzależniłam:D. cieni/różów/szminek nigdy na pysku nie miałam. i nie żałuję w sumie, bo owe nie konweniują z moim abnegackim sposobem bycia. ale tusz być musi, bo jak się rzęsy ma, to trzeba to wykorzystać. przydaje się:D
27 stycznia 2006, 16:26
żebyś wiedziała jak mi się humor poprawił. od razu. dla tego hmoru gotowa jestem codziennie się po oczach maziać paskudztwami ;)
23 stycznia 2006, 22:47
Ranyboskie, ja w marcu skończę tamtarammm rok życia, a jeszcze nigdy nie miałam na ryju pudru,cieni do powiek tuszu czy innego paskudztwa.
Po cholerę się malować?
Kumcia
23 stycznia 2006, 11:53
to lepiej,ze zadnego ptactwa nie bylo;):P hehe chyba ja raczej nie mam czego sie bac,tylko faceci:P;)

Dodaj komentarz