sobota. dzień którego nie ma
Komentarze: 4
Kudłaty o 6 wstał dziś z zamiarem spożycia śniadania w formie płynnej, zjadł, pierdnął i zasnął. No to kawę piję, bo spać mi się już nie chce (tak to jest kiedy sie zasypia na Shreku III w okolicach godziny 21szej), a że sprzątać zamiaru nie mam, postanowiłam nadrobić zaległości blogowe.
Że tak z filozofa polecę – zaobserwowałam, że czas zapier.ala. Serio. I tydzień składa się z jakichś trzech dni (poniedziałek, piątek i niedziela są to przeważnie). Reszta dni znika. Nie ma. Są tylko poniedziałek, piątek i niedziela. Przy czym najlepszy humor w piątek mam, bo niedziela i poniedziałek rano mija pod tytułem „k.... w d... p.... mać, znowu przede mną pięć dni fabryki”.
W wolnej chwili latam na szmacie między łazienką i kuchnią, a wieczorem przybijam gwoździa na pierwszym lepszym filmie po kielichu czegoś mocniejszego niż wino. Ale to fajny czas. Poza Juniorami (brat Te + łajf brata Te) wszyscy mamy małe dzieci (najmłodsze ma 2 miechy). Nie ma więc tematów późnych imprez (czas kąpieli jest nieubłagany), na porządku dziennym jest patologiczne trzymanie trunku w jednej, a potomstwa na drugiej ręce w wykonaniu ojców, gadanie o kupkach, odparzeniach i pawiach*. Rzecz nie do zdzierżenia jeśli ktoś dziecka nie posiada, więc bogu dziękuję, że tak się Kudłaty u nas wstrzelił.
I jeszcze coś..
Nawiązując do notki Wu – moja trzydziestka będzie za kilka dni. I – poza kilkoma obowiązkami, które doszły dzięki Kudłatemu i kilkoma zmarszczkami, których kiedyś nie było** - poza tym jestem taka sama. Lubię kawę z miodem, paluszki z nutellą, naleśniki z dżemem i ruskie pierogi. Czas mi ktoś kradnie z torebki, pieniądze z niej same wychodzą, lubię koty, zasypiam przy filmach, klnę czasem jak szewc i miewam ataki sklerozy. O ile skleroza może atakować.
* pawiach dzieci ofkors
** Czas w mazidło zainwestować przeciw zmarchom. Całe życie z kremem Nivea nie przejdzie.
Dodaj komentarz