Robakowo
Komentarze: 2
Skoro i tak nie spędzamy wieczoru razem (focha mam) to sobie mogę napisać. A co.
Zastanawiam się, co robiłam całymi dniami, kiedy nie było Robaka. Nie wiem. Nie umiem przypomnieć sobie jak to było, poza tymi krótkimi przebłyskami, że byłam panią swojego czasu. Robiłam nic, chyba. Po pracy, w później w ciąży, kiedy już przeszłam na tryb odpoczywania – robiłam nic. Ot, ugotować obiad. Ot, uprasować koszule Te. Ot, posprzątać. Teraz robię te rzeczy w tak zwanym międzyczasie. Robak nauczył nas organizacji. Podziękuję mu kiedyś za to – kiedy już będzie rozumiał. Teraz mogę go za to co najwyżej pocałować.
Czasem widzę w jego oczach taki bezgraniczny z mojego powodu zachwyt (serio serio – bez makijażu nawet i z włosem w cokolwiek nieładzie)… i coś mnie tak ściska w środku ze szczęścia.
Tańczymy sobie do Bregovica, Republiki i szant (Qb by się cieszył z tych ostatnich– przechodzi mi przez głowę, czasem, rzadko).
Codziennie robi postępy. Rozwija się. Uwielbiam na to patrzeć. I strach mnie ogarnia że może mnie kiedyś przy nim zabraknąć.
Zaślinioną łapką robi ślady na moim wyjściowym ubranku. Albo koszuli Te tuż przed jego wyjściem do pracy. A co tam, wypierze się.
Ile razy można zakochiwać się we własnym dziecku - zastanawiam się.
Dodaj komentarz