niedziela. jak co tydzień.
Komentarze: 5
ej tam. jakoś mi tak ogólnie ch.jowo. w ra,ach poprawy nastroju idę więc na kawę. taką z gatunku randkowych. nie wiem, czego się spodziewać. tak może i lepiej. jeśli coś, najwyżej miło sie rozczaruję. wiem tylko, że Mariusz jest właścicielem niskiego głosu a kawa będzie na Kazimierzu.
koniec dobrych wieści. Poza tym - pewien człowiek mnie olał, mój ukochany kot jest chory a vety zamknięte w niedzielę, ja nadal nie mam wyrobionego nowego dowodu a wczoraj znowu widziałam wiejskie niebo w całej okazałości gwiazd i znowu się w nim zakochałam. ogólnie mówiąc - chujnia na całego. leżałabym i piłabym alkohol dzień cały. na sobie mam maskę z uśmiechem. szeeerokim. przy takim uśmiechu nie widać, że motyle w brzuchu mają poukręcane główki, a magdoemowskie światełka w tunelu zgasły. po moich torach nic nie jeździ, a tunel za dlugi i końca jego nie widać.
ale... żeby nie było, że ten rok na marne, od paru dni myślę nad postanowieniami noworocznymi. z ostatnich 12stu miesięcy chcę wyciągnąć naukę na przyszłość. bo parę głupot zdarzyło się, z mojej winy i nie tylko. ale za te "nie-moje" nie mogę mieć do siebie prentensji. będę miała, jeśli błędy powtórzę. zmykam. bo jeszcze mi wystygnie conieco.
Dodaj komentarz