Archiwum maj 2008


maj 20 2008 majamaj
Komentarze: 6

lubię deszcz. chyba że sie uprze i występuje w duecie z niską temperaturą. to ma maj być? zielono jest, i owszem, ale gdzie do cholery krótkie rękawki, albo na przykład zwiewne sukienki i głębokie dekolty???  (nie żebym nosiła, ale sprzeciw wyrażam wobec konieczności opakowywania się w kolejne warstwy ubrań)

 

i znowu mi się nic nie śni - zauważam.

pesta : :
maj 14 2008 magnes
Komentarze: 3

1) nieodmiennie przyciągam do się tych, którym się noga powinęła. misz się odnalazł. kolega jeszcze z liceum, właściwie on tytułował mnie przyjacielem, co potwierdza powiedzenie o tonącym i brzytwie... ja i przyjaciel..  nie widzieliśmy się 9lat, dzisiaj po raz pierwszy po tej przerwie byliśmy znowu na linii. nadal ma tego samego psa, z którym poszliśmy dawno temu na spacer. mówi że u niego OK, nie wierzę.

 

 

2) piję zieloną herbatę, a jutro wypiję kawę z panem J vel Czajnik. I zaskakujące, jak z wielkich porywów serca da się w zdrowy sposób przejść do kumpelstwa. Może z każdym z nich powinnam pójść do łóżka, żeby później mieć zdrowe relacje?

(I co właściwie znaczą zdrowe relacje? że mi powie, że żona to jedno, a seks z inną to "tylko" seks?)

 

3) jutro imieniny obchodziłaby moja Zosia. niania, babcia, ciocia, przyjaciółka, nauczycielka tajnik gotowania pierogów z grzybami i pieczenia makowców. kiedyś pomyślałam, że nazwę na jej cześć moją córkę. jak bóg da - myślę teraz...

 

 

 

 

pesta : :
maj 03 2008 pół na pół
Komentarze: 3

dzień z gatunku - miłych i "do dupy" zarazem.

miły - bo razem z mamą i moja kuzynką pojechałyśmy w kierunku południowo-zachodnim, aby odwiedzić moją ciocię, siostrę mamy i matkę kuzynki w jednej osobie (prawie jak święta trójca mimochodem wyszła... ;). ciocia jest w trakcie chemi(oterap)i, boi się wychodzić z domu sama. plan był, żeby zabrac ją do rodziny na wieś, rzut beretem od jej domu, 15km. przy okazji wyszło nam spotkanie rodzinne, 10bab i jeden chłopak, rodzinne wspominania jak to ktośtam za młodu chciał niechcący otruć innego członka rodziny grzybami, jak to spadło kiedyś pół metra sniegu w czasie ferii, jak to ktoś kiedyś ... śmiesznie. była tez sesja fotograficzna w sadzie z baranami, kwiatami jabłoni i stokrotkami. 

 

do dupy - bo padało, bo z podowu tłoku nie wyjechałyśmy kolejką na górę, bo miły pan cofając bez oglądania sie stratował mi fragment samochodu, a na końcu już, kiedy zaparkowałam pod domem zorientowałam się, że całą drogę siedziałam na kawałku czekolady, który primo: zostawił podejrzanie wyglądający ślad na moich spodniach, secundo: zostawił podejrzanie wyglądający ślad na fotelu. a, o ciotkach dwóch nie wspominam nawet, i pytaniach w stylu "kiedy jakies wesele robię?". ano robię. jak ktos chce, to mu zrobię ;)

 

a za parę lat będę wspominac ten dzień z uśmiechem pewnie. 

 

pesta : :
maj 02 2008 no własnie, gdzie ja?
Komentarze: 7

córka marnotrawna.

żyję. tak mi się wydaje ;)

ponad miesiąc tu nie wchodziłam, z głupoty własnej zresztą, bo hasła zapomniałam. dzisiaj mi się (uwaga!) przyśniło! co to mnie się nigdy nic nie śni. może jakis znak - myślę sobie.

 

wiosna u mnie. 

 

wczoraj na wieś rodziców zabrałam. "na wieś" - to określenie jeszcze z dzieciństwa. kiedyś "na wieś" oznaczało że do babci jedziemy, jedynej jaką pamiętam. teraz - to samo miejsce, prawie ci sami ludzie, tylko starsi trochę. trzy siostry taty zostały w jednej miejscowości, mieszkają od siebie w odległości 100m każda. więc kiedy przyjeżdżamy, to u jednej zwykle gromadzi się cała familia. przy grillu, wódce, niedzielnym rosołku, cieście drożdżowym - cokolwiek. przyjeżdża kuzyn z rodziną, też przypadkiem, sąsiad przychodzi, wesoło jest. i zawsze mnie nachodzi refleksja, że czasem tak niewiele potrzeba do tego, żeby żyć w spokoju. a potem zastanawiam się, czy taki spokój to coś, czego szukam. bo zawsze myślałam że szczęścia.

 

służbowo jeżdżę raz w tygodniu w rejony Tatr. Zakopane i inne tam.. mieściny. i ciekawa jestem czy kiedykolwiek przestanie mi zapierać dech w piersiach na widok w oddali szczytów. giewont jako jedyny na razie pozbył się większości śniegu, śpi sobie spokojnie na puchowym tle reszty.  w Zakopcu obowiązkowo oscypek i kawa na Krupówkach. kiedy jest dobra pogoda kawę piję na leżaku i łapię słońce. i nawet upiorna droga w korkach na przebudowywanej zakopiance nie jest w stanie mnie pozbawić radości że jadę, że bylam.

 

 i.. nie wiem, czy wkroczyłam w taki wiek, czy coś z oczu mi wychodzi - w lustrze sie przeglądam, zmian nie widzę, ale cholera wie, może oślepłam? - w każdym bądź razie stwierdzam, że zaczynają mnie swatać znajomi. różni. a to telefon od kolezanki, że sąsiada ma, że on sam, że może przyjdę, kiedy on będzie? a to kuzynka (podła!) przedstawiając mnie komuś mówi głośno "do wzięcia jest" a to jeszcze ktoś... widać za ofiarę losu mnie uważają. ofermę i debilkę, co to nie potrafi sobie znaleźć. nikogo. tak jakbym ja szukała kogokolwiek. albo tak, jakby inni wiedzieli, czego mi trzeba, kogo mi trzeba. z jednej strony nie mogę się złościć, bo to nie o to chodzi, ktoś mi z troski takie propozycje wysuwa. z drugiej - jakaś gula w środku rośnie. 

 

 

pesta : :